Dbanie o potrzeby współmałżonka - nie z obowiązku, lecz ze wzajemnej miłości

współmałżonek

Człowieka, podobnie jak roślinę, kształtują m.in. czynniki zewnętrzne. I, jak roślina potrzebuje przede wszystkim słońca, wody i żyznego podłoża, tak i my mamy swoje najważniejsze potrzeby. Gdy nie są zaspokojone – usychamy, wykrzywiamy się szukając ciepła gdzieś z boku.
O potrzebie zaspokajania potrzeb z Elżbietą BIELNICKĄ-MOC, która od 15 lat ratuje małżeństwa zmagające się z kryzysem, rozmawia Aleksandra IRLA.


Aleksandra Irla: - Gdy rozmawiam o sprawach małżeństw z terapeutami, psychologami, mediatorami, bardzo często pojawia się temat potrzeb – niezaspokojonych potrzeb naszych i współmałżonka. Niedawno, w trakcie rozmowy z br. Piotrem Zajączkowskim, twórcą weekendów małżeńskich, pytałam o to, z jakimi problemami najczęściej zwracają się do niego pary. Jako pierwsze wymienił kłótnie, konflikty, jako drugie - niezaspokojone potrzeby. Powiedział m.in. ,,Gdy potrzeby są niezaspokojone, chcąc coś z tym zrobić, idziemy w kierunku oczekiwań i roszczeń - ty masz mi coś dać, masz mi dać szczęście”. Czy ma Pani podobne spostrzeżenia?  

Elżbieta Bielnicka-Moc: – Tak, to bardzo widać w pracy terapeutycznej.  Myślę, że powinniśmy zająć się edukacją. Nie wiem, jak uczy się młodzież w szkołach, ale to wygląda tak, jakby człowiek, który wchodzi w związek małżeński, nie wiedział, że nikt, żaden drugi człowiek, nie ma obowiązku zaspokajania jego potrzeb. Pary, którym o tym mówię są zaskoczone. Oczywiście, inaczej wygląda to w relacjach rodzice – dzieci. Jednak, jeżeli jestem już dorosły, to nikt, żadna druga osoba, nie ma obowiązku zaspokajać moich potrzeb. Jeżeli jestem w małżeństwie i tego nie wiem, to zaczynają się oczekiwania, a one niszczą małżeństwo. Bo, gdy oczekuję i nie dostaję, to staję się sfrustrowany, zdenerwowany, potem obrażony. Odwracam się plecami, nie chcę z tym drugim rozmawiać. I w ten sposób napędza się koło takiego burzenia.  

Mocno zaryzykuję i powiem: każdy człowiek dorosły może sam zadbać o swoje potrzeby. Oczywiście, są potrzeby, do realizacji których są mi potrzebni inni ludzie. Poza potrzebami najbardziej pierwotnymi, jak jedzenie, picie, sen itp., mamy też te troszkę wyższe. One też są konieczne do życia: potrzeba miłości, potrzeba akceptacji, potrzeba przynależności. Każdy człowiek chciałby być kochany, być gdzieś umiejscowiony, mieć kogoś dla kogo jest ważny.  
Zachowania odrzucające wyraźnie widać np. w szkole. Jak bardzo nieszczęśliwa jest młodzież, jeżeli nie przynależy do grupy. Zauważmy, my dorośli, jak to jest bardzo ważne, by przynależeć do kogoś, być przez kogoś zaakceptowanym oraz kochać i być kochanym. Gdzie indziej może się to odbywać, jeśli nie w rodzinie, w małżeństwie? Ja akceptuję ciebie, ty akceptujesz mnie. Ja jestem z tobą w bliskości, ty jesteś ze mną w bliskości. Potem, w małżeństwie, dochodzą jeszcze inne potrzeby, różne dla kobiet i dla mężczyzn. 

Trafiłam na badania, z których wynika, że pierwszą potrzebą męską w małżeństwie jest zaspokojenie seksualne, potem towarzystwo do zajęć rekreacyjnych, zewnętrzna atrakcyjność partnerki, troska o dom, porządek i spokój. No i podziw – u mężczyzn silna jest potrzeba budzenia szacunku i podziwu. Natomiast kobiece potrzeby, według tych badań, to: potrzeba uczucia, potrzeba rozmowy, potrzeba uczciwości i otwartości, potrzeba wsparcia finansowego i potrzeba poświęcania się do rodziny. Ona chce być kochana i chce kochać, chce być przytulana i chce przytulać.
  
Myślę, że by w małżeństwie te potrzeby sobie nawzajem pomóc zaspokajać, wymagana jest wzajemność. To powinno być tak: nie muszę, ale chcę, bo kocham. Chcę być z tobą w bliskości, chcę ci towarzyszyć, chcę z tobą rozmawiać, chcę cię przytulić, chcę żebyś ty mnie dotknął i ja chcę dotknąć ciebie. Ważne, żeby w małżeństwie nie było targu, ani handlowania, że ja tobie to, a za to ty mi tamto itd. Tak nie może być. 

W kwestii potrzeb seksualnych często powtarzam zdanie, które kiedyś usłyszałam, że wieczorny seks zaczyna się od porannej kawy. Żebyśmy byli dla siebie mili, dobrzy, wspierający - cały dzień. W młodych małżeństwach zazwyczaj tak jest. Dopiero później coś zaczyna się psuć. Gdy przychodzą do mnie i mówią: ona/on nie zaspokaja moich potrzeb, odpowiadam: nikt nie ma takiego obowiązku. Zadbaj o to, żeby druga strona chciała ci pomóc, być z tobą. Oczywiście, potrzebna jest wzajemność i jasne komunikowanie czego się potrzebuje. Jeżeli nie zakomunikujesz to nie licz, nie oczekuj - nie dostaniesz. 

Zapytałam kiedyś pewną kobietę o jej największe marzenie. Odpowiedziała: żeby mąż zrobił mi herbatę, gdy wrócę z pracy. Tylko, że ona nigdy nie powiedziała o tym mężowi. Uważała, że powinien się domyślić. Mówmy wprost, uprzejmie, miło, ale wprost: potrzebuję herbaty, proszę podaj mi obiad, jestem zmęczona - proszę wyrzuć śmieci. 

To nie znaczy, że mam prosić o wszystko, ale jeżeli nie dostaję czegoś, czego pragnę, to powinnam po prostu uprzejmie powiedzieć: niestety, nie podam obiadu, ponieważ jestem bardzo zmęczona. Cóż za problem powiedzieć prosto, grzecznie, miło? Gdybyśmy się lepiej komunikowali, w domu byłoby mniej awantur i kłótni. Pamiętajmy, że nikt nie ma obowiązku się domyślić i też nikt się nie domyśli - musisz komunikować.  

Ważne jest, żeby się nawzajem wspierać. Jednocześnie nie należy zapominać o własnych potrzebach. Naprawdę, bardzo często w związku rezygnujemy z własnych potrzeb. Dla małżeństwa niebezpieczna jest taka postawa: nie potrzebuję, poświęcę swoje pasje i zainteresowania.  

A.I.: - Ja zrezygnuję, a on to na pewno doceni?  

Elżbieta Bielnicka-Moc: – Nie chcę generalizować, że to dotyczy tylko kobiet, bo mężczyźni robią podobnie. Chociaż z mojej obserwacji wynika, że mężczyźni częściej dbają o swoje potrzeby i jakby nie odpuszczają. Kobiety zazwyczaj mają o to do nich pretensje, chociaż to jest świetne: idzie na ryby, bo przecież on całe życie kochał chodzić na ryby. Dlaczego miałby nie iść? Bo ja nie idę do przyjaciółek, nie realizuję swoich pasji i marzeń, nie idę do kina. Nie miejmy do siebie pretensji - wspierajmy siebie nawzajem. Zapytajmy współmałżonka: co jest twoją pasją? Można potem odpowiedzieć: to nie jest moja bajka. Ale przecież nie musisz uczestniczyć w pasji współmałżonka. Daj wolność, pozwól, żeby ona czy on realizował swoje marzenia. Ważne, żeby w małżeństwie dbać o swoje własne potrzeby, ale i dostrzegać potrzeby drugiej osoby.    

A.I. - Wróćmy jeszcze do początku naszej rozmowy. Mówiła Pani o tych najważniejszych potrzebach: miłości, akceptacji i przynależności. Czy zaspokojenie tych potrzeb można porównać do podlewania rośliny i wystawiania jej na słońce? Czy bez zaspokojenia tych potrzeb będziemy usychali lub nasza osobowość może ulec deformacji?   

Elżbieta Bielnicka-Moc: – Tak. Człowiek niekochany, odrzucony, często odkrywa to dopiero w procesie terapii i się odbudowuje. Porównuję to do zjawiska obserwowanego w szkole, gdzie odrzucone dziecko może nawet próbować popełnić samobójstwo. Tak jest mu strasznie źle. Podobnie dzieje się w dorosłym świecie, w małżeństwach, gdzie ktoś niekochany, odrzucony - smutnieje, gaśnie. Kiedyś była wesołą, kreatywną osobą, a teraz w domu gaśnie. Nie ma obowiązku, żeby ktoś nam zaspokajał potrzeby, ale po co wchodzimy w małżeństwo? Żeby być we wzajemności i te potrzeby sobie wzajemności realizować. Żona chciała być z tobą również dlatego, że miała potrzebę budowania rodziny, a w tej rodzinie chciała realizować miłość, przynależność, akceptację. Jeżeli tego nie otrzymuje - gaśnie. Gdzie ma to zaspokoić? Z kimś innym?  

Trzeba pamiętać, że w tej chwili mamy możliwość posiłkowania się w takich trudnych sytuacjach pomocą terapeutów, lekarzy, bliskich. Jeśli nie rozumiesz czegoś w swoim małżeństwie - poszukaj specjalisty. Idź, przegadaj. Naprawdę, mamy możliwość oprzeć się na kimś, wesprzeć, przedyskutować, skonsultować się i bardzo warto z tego korzystać.  

A.I. - Bardzo dziękuję za rozmowę.  
 

Tekst jest fragmentem rozmowy, którą w całości można odsłuchać tutaj:

Mogą cię zainteresować

HTML Button Generator