Niepracująca mama, czyli: dlaczego ,,siedzenie w domu” ma tak mało wspólnego z siedzeniem 

mama

Jak pracuje niepracująca mama? Kiedy Księżniczka zamienia się w Kopciuszka? Czy żonie przyda się fundusz reprezentacyjny? I dlaczego siedzenie w domu z dziećmi ma tak mało wspólnego z siedzeniem? O miłości i pieniądzach w związku z Elżbietą BIELNICKĄ-MOC, która od 15 lat, w ramach wspólnoty Sychar, wspiera małżeństwa w kryzysie, rozmawia Aleksandra IRLA.  


Aleksandra Irla: - Niektórzy o niepracujących mamach mówią, że one „siedzą w domu”. Każda pani, która kiedykolwiek ,,siedziała w domu” doskonale wie, że z siedzeniem to akurat ma najmniej wspólnego. Czy często spotyka się Pani z konfliktami wynikającymi z tego, że jedno z małżonków zarabia, a drugie pełnoetatowo zajmuje się domem i dziećmi? 

Elżbieta Bielnicka-Moc: – W starszym pokoleniu bywa tak, że gdy zarabia tylko mężczyzna, po pewnym czasie rzeczywiście pojawiają się pretensje pod adresem żony. Gdy kobieta chce sobie kupić coś nowego do ubrania, jakiś kosmetyk, może usłyszeć: ale po co, skoro ty siedzisz w domu? Niektóre kobiety godzą się na takie traktowanie przez co są sfrustrowane, jakby kurczą się w sobie.  

Kobiety z młodszego pokolenia często dogadują się zawczasu. Tam do związku wchodzą dwie osoby niezależne, również finansowo niezależne. 

Natomiast w tych całkiem młodych związkach, gdzie ludzie dopiero się dorabiają, jeśli kobieta nie idzie do pracy i nie umie o siebie zawalczyć, wtedy często brak pieniędzy powoduje u niej poczucie niższej wartości, poczucie, że ona nie ma niczego swojego.    

Najpiękniej jest dogadać się tak: wchodzimy w związek małżeński i od teraz wszystko co mamy jest nasze wspólne. Jeśli tylko jedno z małżonków idzie do pracy, to to co przynosi do domu jest wspólne. Druga osoba, która nie zarabia, zajmuje się domem, wychowaniem dzieci. To też jest ich dobro wspólne.  

Aleksandra Irla: - Każda ze stron inaczej pracuje dla wspólnoty - jedna zarobkowo, a druga zajmując się tym, co dotyczy dzieci, rodziny, prowadzenia domu.  

Elżbieta Bielnicka-Moc: - Dokładnie! Gdyby kobieta umiała to tak nazwać, wtedy może nie miałaby poczucia, że nic nie wnosi. Przecież wnosi. To ona pierze, gotuje, robi zakupy, wozi dzieci do i ze szkoły, robi z nimi lekcje, opiekuje się w trakcie choroby. Robi bardzo dużo. W takiej sytuacjo dobrze by było, żeby kobieta miała też jakieś własne pieniądze, dla niej. Żeby nie musiała prosić czy brać ze wspólnych na sukienkę, czy na pomadkę i zastanawiać się czy mąż jej to wypomni czy nie wypomni.  

Aleksandra Irla: - Znam małżeństwo, które w takiej sytuacji ustaliło „fundusz reprezentacyjny dla żony”. Ta mama powiedziała mężowi, że chciałaby od czasu do czasu kupić sobie jakiś ciuch, kosmetyk, książkę, ale miała opory, żeby na swoje przyjemnostki wydawać wspólne pieniądze. Wtedy jej mąż zaproponował właśnie comiesięczny „fundusz reprezentacyjny dla żony”, żeby nie miała skrupułów w kupowaniu tego, co nie jest niezbędne, ale sprawi jej radość.  

Elżbieta Bielnicka-Moc: - I to jest super! Warto ustalić takie sprawy. Znam małżeństwo, w którym mąż codziennie kupował sobie jakiś drobiazg: gazetę, piwo. To były drobne kwoty, ale w miesiącu robiła się już jakaś znacząca sumka. Żona powiedziała, że ona będzie taką kwotę odkładała codziennie dla siebie. Tylko, żeby to nie był targ, handel w małżeństwie - jak ty coś to ja też muszę. Nic nie muszę. Ustalamy tak dla naszego wspólnego dobra.  

Znam też sytuację, gdy mąż w wieku 50 lat znalazł sobie inną kobietę. Jego żona przez całe ich wspólne życie nie zarabiała, prowadziła dom, zajmowała się dziećmi. No i dramat! Ona nie ma nic - puste konto. Ta pani zamiast troszkę się o siebie upomnieć, poszła do jakiejś pracy dorywczej. 

Ale znam też sytuację dosyć zamożnego małżeństwa, w którym pan zarabiał, a pani prowadziła dom. Mąż co miesiąc przelewał określoną kwotę na oddzielne konto niepracującej żony. Oczywiście, poza tym dawał też pieniądze na ich wspólne życie - dom, opłaty, zakupy. I tak przez całe życie zawodowe męża ta kwota na jej koncie rosła - tak ją zabezpieczył.   

Myślę, że fakt, iż kobiety się wyemancypowały, ubrały spodnie, czasami krawaty i poszły do pracy, to dlatego, że w domu się nie pracuje tylko „tyra”! Mąż wraca z pracy i jest zmęczony. Rozumiem, na pewno jest zmęczony. Tylko co z żoną? Właściwie po podaniu obiadu ona też mogłaby się położyć, żeby odpocząć. Ale może wtedy usłyszeć: czym ty się tak zmęczyłaś? 

Do tego dochodzi jeszcze samotność. Ona jest cały dzień sama. Mąż po pracy odpoczywa, a ona jest sama, wieczorem on ogląda mecz, a ona jest nadal sama, od czasu do czasu on wyjeżdża w delegacje, a ona znowu zostaje sama. Frustracja narasta, więc te kobiety trzaskają drzwiami, ubierają garnitur i idą do pracy. Ona musi gdzieś się realizować, mieć coś dla siebie. Tylko, że w ten sposób kobiety strzelają sobie do własnej bramki. Bo często jest tak, że gdy mąż wraca z pracy to jest zmęczony, a gdy żona wraca z pracy to robi obiad.

Aleksandra Irla: - Jednocześnie, jeżeli ta osoba, która zajmuje się domem, jest doceniona przez współmałżonka, to, mimo swojej ciężkiej pracy dla domu i rodziny, może się czuć szczęśliwa i spełniona.  

Elżbieta Bielnicka-Moc: - Według mnie najpiękniej jest prowadzić taki tradycyjny dom, w którym kobieta pielęgnuje ognisko domowe, zajmuje się rodziną, jeśli ma dzieci, to dziećmi, jeśli ma ogród to ogrodem. Jeżeli ona jest doceniona, zauważona, to jej się chce pięknie wyglądać, ma siły, żeby sobie coś kupić, ładnie się ubrać. Radość żony przenosi się na całą rodzinę. Natomiast jeżeli ona jest niedoceniona, niezauważona to smutnieje, jest zmęczona, sfrustrowana, wpada w dołki, czasami nawet w depresję. Każda pora jest dobra, żeby się dogadać, usiąść i powiedzieć co się czuje, np.: jestem zmęczona i potrzebuję wsparcia. Albo: potrzebuję mieć swoje pieniądze, a nie prosić cię o nie. Niestety, znam takie rodziny, w których żona musi codziennie rano prosić o pieniądze. Bo skoro on zarabia to pieniądze są jego, a skoro ona prowadzi dom to właściwie nic nie robi. Polecam, żeby mąż, który tak uważa, został tydzień z dziećmi w domu.   

Obserwuję kobiety i widzę, że te niedoceniane, naprawdę gasną. Dają sobie wmówić, że one nic do rodziny nie wnoszą. I potem ona chodzi w jednym dresie przez 10 lat, bo po co jej coś innego, skoro nigdzie nie wychodzi. Mąż zaczyna sobie szukać kogoś innego, bo nie chce takiego Kopciuszka, który jest wiecznie smutny, zapłakany, niezadowolony. Jeżeli się nie docenia osoby zajmującej się domem, to ona rzeczywiście gaśnie.  

Mam też przykład rodziny, w której mąż tak skutecznie wmówił żonie, że ona nic nie robi, że ta kobieta jeszcze myła mu motor, żeby do pracy jechał czystym. 

Aleksandra Irla: - W takiej sytuacji mąż może przegapić, że w domu nie ma Kopciuszka tylko Królewnę. Ale nawet Królewna traktowana jak Kopciuszek rzeczywiście stanie się Kopciuszkiem. 

Elżbieta Bielnicka-Moc: - Warto, żeby ta osoba, która na cały etat zajmuje się domem i dziećmi, również była jakoś zaopatrzona finansowo. Żeby pieniądze nie były wyłącznie wspólne, ale żeby miał czy miała też coś własnego. Dlaczego mężczyzna czy kobieta, która zajmuje się domem, nie może rozwijać swoich pasji, nie może pójść na siłownię, nie może spotkać się z przyjaciółmi? No właśnie - może.  

Aleksandra Irla: - Dziękuję za rozmowę.  

 

Zainteresowała Cię tematyka związków, małżeństwa, rodziny?
Obejrzyj filmy:


Portal Sos Rozwód

 

Mogą cię zainteresować

twardziele

I twardziele panikują

Cze 27, 2022
Guido – melancholijny adwokat, bohater książki Gianrico Carofiglio „Świadek mimo woli” rozstaje się…
HTML Button Generator